piątek, 21 lutego 2014

Słowo o hiszpańskich zwyczajach

czyli notka dla mojego zdrowia psychicznego, bo kolejna będzie znowu o Wenezueli, gdzie jet już 6 ofiar śmiertelnych. Czytam artykuły, oglądam krótkie filmiki z torturami albo zabójstwami i przeżywam to wszystko. Dlatego dziś będzie miło, łatwo i przyjemnie.

Całowanie się.



(Na powitanie oczywiście). Lub na pożegnanie. Kiedy zostajemy przedstawieni nowej osobie. Całujemy się dwa razy - to znaczy po jednym razie w każdy policzek. Od którego zaczynamy, to trzeba już wyczuć. I co ważne, nie podajemy wtedy przy tym ręki jak u nas podczas gratulacji, czy wręczania prezentów lecz możemy położyć dłonie na ramionach czy przedramionach witanej osoby. Od biedy, jak jesteśmy bardziej nieśmiali, możemy je trzymać przy sobie, ale to wyjdzie sztywno.
Oczywiście na początku może nam się mylić i zostaniemy z trzecim buziakiem "w powietrzu". Ja z tym akurat nie miałam problemu, ale zawsze chciałam podawać rękę...

Buty.





Butów po prostu nie ściągamy. Gospodarz nie powie gościom "Proszę nie ściągajcie butów" jak już będą mieli je w połowie zdjęte, jak to często się zdarza w Polsce, bo nie przyszłoby mu nawet do głowy, że zaproszona osoba może zechcieć zdjąć obuwie. To rozumiem. Ale w deszczowej Galicii ludzie chodzą po swoich domach w butach, w których właśnie byli na spacerze. Może nie cały czas, ale np., jak mają godzinę czy dwie sjesty zanim wrócą do pracy, nie zmieniają ich na pantofle. Kiedy mieszkałam przez trzy tygodnie w małym galisyjskim miasteczku wchodziłam na piętro w moich mokrych motocyklowych butach i tam przebierałam je na pantofle, bo mi było w nich wygodniej. I byłam jedyną osobą chodzącą tam w pantoflach. Wydaje mi się to całkiem zrozumiałe w lecie lub w innych miejscach Hiszpanii, gdzie przez cały rok jest w miarę sucho. Ale Galicia do takich miejsc jesienią i zimą nie należy.


Spóźnianie się. 






Spóźnianie się jest całkiem kulturalne. To znaczy ty możesz przychodzić dokładnie na umówioną godzinę lub chwilkę przed czasem, lecz wtedy trzeba liczyć się z tym, że będziesz musiał czekać 15 - 20 minut zanim przyjdzie osoba, która się z tobą umówiła. Dla Hiszpanów czas płynie inaczej i nie spotkasz się z nerwowością w supermarketach, krzywych spojrzeniach, że za wolno pakujesz zakupy, krzykach czy irytacji (to szczególnie dobra opcja dla kobiet ;) że wybierasz się za długo i nie zdążycie. A już nigdy, przenigdy nie przychodźcie w gości na jakąś imprezę na czas. Okaże się, że gospodyni jeszcze nie ubrana, dania nie przygotowane, a mieszkanie czeka na sprzątanie. Przyjdziecie pół godziny później, załapiecie się na pomaganie w kuchni, czy układanie naczyń. Godzinne spóźnienie jest całkiem w porządku. Nawet większe spóźnienie nie spotka się ze złym przyjęciem. Spóźniłeś się, znaczy musiałeś coś załatwić, spotkałeś kogoś, musiałeś odbyć długą rozmowę z dziewczyną. A kogo to obchodzi? Jesteś, to dobrze. Może będziesz miał nieco mniejszy wybór jedzenia, ale nikt nie będzie marudził.


Pozdrawianie się na ulicy.

Rianxo - małe galicyjskie miasteczko z liczącymi sobie wiele lat murami i wąziutkimi uliczkami, w których ledwo mieścił się jeden samochód. Panikowałabym, gdybym miała tam sama prowadzić.


Oczywiście nie w dużym turystycznym mieście. Ale jeśli idziesz poprzez małe miasteczko i mijasz się z kimś idącym z naprzeciwka, mówicie sobie "Hola", ewentualnie, gdy osoba jest starsza (dużo starsza) "Buenos días". Jest to bardzo sympatyczny zwyczaj, zwłaszcza gdy jesteśmy zgubieni, omija nas zaczepianie przechodzącej osoby, gdy chcemy zapytać o drogę. Poza tym ludzie patrzą sobie w twarze i uśmiechają się, a nie idą z wzrokiem wbitym w chodnik jakby szukali tam zagubionych groszy...

Sposób ścielenia.


Ścielenie łóżka "po hiszpańsku" jest o wiele bardziej skomplikowane niż "po polsku". Nie ma tam kołder. Ich rolę przejęły koce. A więc jest najpierw materac. Na materac kładzie się prześcieradło. Na to prześcieradło na którym śpimy kładzie się coś w rodzaju poszewki, ale koce układa się na niej, a nie wsadza do środka. Ilość koców zależy od regionu Hiszpanii i pory roku. Poszewkę zakłada się w ten sposób, aby wystawała z czterdzieści centymetrów na wierzchu ostatniego koca, w ten sposób, abyśmy nie dotykali twarzą koców, lecz poszewki, i to wszystko w ten sposób ułożone wkłada się pod materac. Później należy się w jakiś sposób wczołgać pod tę konstrukcję, starając się jej nie rozwalić. Przyznam szczerze, że w deszczowej Galicii marzłam pod czterema kocami, przynajmniej pościelonymi w ten sposób, przypuszczam, że jeśli zawinęłabym się w nie, zamiast wchodzić "w tunel" byłoby mi cieplej. Za to poduszki - takie jak na obrazku - są cudowne; płaskie i tak długie jak szerokość łóżka.

Im bliżej wyjścia tym drożej.

Jesienią, w deszczowej Galicii może tak nie jest. Co prawda, i tak zdarzało się, że jedliśmy obiad w lokalu, a butelkę wina zabieraliśmy do ogródka, za zgodą kelnera/kelnerki. Ale w innych częściach Hiszpanii lub w innej porze roku - kawa, herbata, jedzenie może różnić się ceną w zależności od tego, czy siadamy przy barze, czy przy stoliku, czy w ogródku/tarasie. I to znacznie. Może to być 1 euro za kawę przy barze, a 3 euro za kawę na tarasie w tym samym lokalu. Z pewnością w lecie spędza się czas przyjemniej na zewnątrz niż wewnątrz klimatyzowanego (lub nie) pomieszczenia. Czy jest to warte 2-3 euro? Zależy od tego ile mamy w portfelu;)

Sjesta.


Osławiona sjesta. Czy rzeczywistość wygląda tak, że o danej godzinie po południu wszyscy Hiszpanie śpią jak dzieci? Oczywiście, że nie. Zazwyczaj są to ok. 3 godziny w środku dnia, czyli od 14.00 - 17.00 przeznaczone na przerwę od pracy ze względu na nieznośny upał panujący o tej porze. Hiszpanie wracają wtedy do domu (jeśli mieszkają niedaleko pracy) lub wychodzą na obiad ze znajomymi na miasto. Jeśli są zmęczeni, ucinają sobie drzemkę, ale jest to mniej więcej tak samo popularne jak w Polsce. Jednak to bardzo ważne, żeby pamiętać o sjeście wybierając się na całodniową wycieczkę, bo może okazać, że będziemy chcieli zjeść obiad o 15 i nie znajdziemy ani jednego otwartego lokalu. Więc albo wczesny obiad o 13 albo trzeba poczekać do ponownego otwarcia barów o 17.

Hiszpanie są głośni.

Są głośni, towarzyscy i otwarci. Co prawda przy stole ciężko może być przekrzyczeć Polakowi wszystkich, żeby się wypowiedzieć na jakiś temat, ale jak bardzo chce, to może się udać. Dzieci za to krzyczą tak samo, nie ciszej, nie głośniej, jak polskie. W hiszpańskiej szkole czułam się tak samo jak w polskiej. Znajomi Andaluzyjczycy podczas wizyty w Polsce na widok szkolnej wycieczki żartowali, że dzieci musiały być z Hiszpanii - tak głośno się zachowywały. Co oznacza, że jeśli dzieci są takie same i tu, i tam, że nasza kultura w jakiś sposób ogranicza spontaniczne zachowanie przedkładając nad nie umiar, spokój i "nie wychylanie się". A ja chciałabym krzyczeć jak Hiszpanie, ale na to jest już za późno!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz