piątek, 6 stycznia 2017

Puente del diablo (okolice Tarragony)

Za oknem siarczysty mróz (-15 stopni, przynajmniej według prognozy pogody, bo termometr nam się zepsuł i nie mamy nowego), a mi zamiast nieprzyjemnego wiatru i wszędobylskiej bieli marzy się słońce, upał wakacje. Z rozrzewnieniem wspominam nasz sierpniowy wyjazd do Katalonii i zwiedzanie, między innymi Tarragony (o tym kiedy indziej) oraz oddalonego o 4 kilometry od miasta rzymskiego akweduktu.


Acueducto de les Ferreres zwany także Puente del Diablo (Most Diabła) został skonstruowany w I wieku przed naszą erą, żeby zaopatrywać Tarragonę w wodę z rzeki Francolí na odległość ok 25 kilometrów. Był używany aż do XVIII wieku! Obecnie jego długość to 217 metrów, przy 27 metrach wysokości.  Zbudowano go z kamiennych bloków bez użycia zaprawy murarskiej. Składa się z dwóch poziomów, z czego niższy ma 11 łuków, a wyższy 25.


Jak wiele z takich budowli zwanych Mostami Diabłów ( w samej Hiszpanii jest ich 7),  które wydawały się zbyt imponujące, potężne, dla ludności żyjącej dużo później niż ich konstruktorzy, żeby zostały stworzone ludzką ręką, także tutaj stworzono legendę, żeby wyjaśnić jego powstanie. Bohaterami owej legendy jest para staruszków, którzy codziennie przekraczali drewniany most nad rwącą rzeką, żeby się dostać do miasta, żeby sprzedawać swoje towary. Kiedy podczas potężnej ulewy most został porwany przez nurt, para znalazła się w niewesołej sytuacji. Na ratunek pospieszył im diabeł, który obiecał, że w jedną noc zbuduje im wytrzymały, kamienny most, a w zamian zadowoli się skromną nagrodą - pierwszą duszą, która po nim przejdzie. Para, przyciśnięta do muru, właściwie nie miała wyboru i zgodziła się na propozycję diabła. Następnego dnia, o poranku, ich oczom ukazał się wspaniały most i diabeł, już czekający na zapłatę. Jednak kobieta (jak zwykle kobiety w legendach są bardziej przebiegłe) postanowiła nie poddać się tak łatwo i zamiast wysyłać swojego męża :D, popędziła przez most osła. Biedny diabeł musiał się zadowolić tylko duszą zwierzęcia, ale umowa, to umowa, a most stoi po dziś dzień.


Kiedy tylko zobaczyliśmy go w którymś z przewodników po Katalonii, od razu umieściliśmy go na naszej liście miejsc, których nie możemy ominąć. I zdecydowanie był to jeden z najjaśniejszych punktów naszej wyprawy. Rzymski akwedukt, do którego można dojść ścieżkami parku ekohistorycznego, wypełnionego śpiewem ptaków i śródziemnomorską roślinnością, naprawdę robi wrażenie. Z dołu wąwozu Puente del Diablo prezentuje się wspaniale, ale widok z akweduktu na park, dno wąwozu i odległe górskie szczyty, oraz wiatr próbujący zerwać kapelusz z głowy, także zapiera dech w piersiach.







Z Tarragony najlepiej dojechać tam samochodem lub autobusem linii L5 i wysiąść na przystanku Pont del Diable. Uwaga! Autobus robi pętlę i zawraca w jakimś niewielkim miasteczku, więc żeby wrócić do Tarragony wsiadamy w tym samym miejscu, w którym wysiedliśmy. To szczególnie ważne, bo park położony jest przy autostradzie i nawet, jeśli komuś udałoby się przebiec między pędzącymi samochodami na drugą stronę, to i tak nie znajdzie tam przystanku. Bilet w jedną stronę kosztuje tylko 1,5 EUR. A żebyśmy wysiedli w dobrym miejscu zadbał nie tylko kierowca, ale i połowa pasażerów (w średnim wieku) uprzedziła nas, że już zbliżamy się do celu. Hiszpanie są bardzo mili, a wspomnienie rzymskiego akweduktu skąpanego w promieniach południowego, hiszpańskiego słońca, niezapomniane.