sobota, 15 marca 2014

Castro de Baroña - pozostałości po Celtach w Hiszpanii

Od dzieciństwa fascynowała mnie Irlandia - szmaragdowa wyspa, magia, jakaś pierwotna dzikość. Jeszcze nie udało mi się jej odwiedzić, ale w Hiszpanii dwa razy poczułam jej ducha. Możliwe, że przyczyniła się do tego poniekąd była pora roku, w której przebywałam na Półwyspie Iberyjskim, czyli późna jesień i chłodna, miejscami deszczowa aura.
Pokrewieństwo między tymi państwami istnieje i to nawet wyraźne, gdy się przyjrzeć uważniej. Celtowie przybyli na Półwysep Iberyjski jeszcze przed Grekami. Na miejscu zastali Iberów. Ale czy przybycie było wynikiem jakiegoś aliansu, paktu, czy był to zwykły najazd - nie wiadomo. Następnie Celtowie trochę zasymilowali się z Iberami, szczególnie jeśli chodzi o technologię czy kulturę. Nie znaczy to, że byli jednak jakimś zjednoczonym ludem. Byli podzieleni na dziesiątki różnych plemion. Celtoiberowie zamieszkiwali Półwysep Iberyjski od XIII w. p.n.e do II w. p.n.e - czyli do czasu dominacji Rzymian w Hiszpanii.


Celtyckie wpływy obecne są w kulturze (tutaj przykładem może być Międzynarodowy Festiwal Muzyki Celtyckiej, podczas którego oprócz wzięcia udziału w koncertach znanych zespołów, można spróbować swoich sił podczas warsztatów tanecznych czy rzemiosła),  mitologii, w nazwach miejscowości i w niektórych galisyjskich słowach, a przede wszystkim  w pozostałościach zabudowań. Taka warowna osada nazywa się Castro.

W Hiszpanii jest ich wiele, najwięcej w prowincji La Coruña. Niektóre zachowały się w całkiem niezłym stanie, inne ujrzały na nowo światło dzienne dzięki staraniom archeologów i dotacjom pozwalającym na rekonstrukcję tych wspaniałych zabytków z epoki żelaza. 

Na zdjęciu Castro de Borneiro


A mi udało się odwiedzić Castro de Baroña - jedną z najpiękniejszych pozostałości celtyckich fortyfikacji, szczególnie ze względu na położenie. I dzięki dobremu planowaniu mojego znajomego, dotarliśmy tam, w chwili, gdy słońce wisiało już nisko nad oceanem, rzucając na skały i kamienne ruiny magiczny pomarańczowo-złoty blask.



Zaczyna się tak: wychodzisz z lasu na plażę, która przechodzi miejscami we wrzosowisko i idziesz nią, aż w końcu zwężenie tego małego półwyspu, otworzy się na skaliste wzniesienie, na którym Celtowie postanowili zbudować swoją osadę. To wszystko obmywa ocean. Dla mnie, mieszkanki południowo-wschodniej Polski - morze (nawet Bałtyckie) to już jest coś. A co dopiero ocean.


Dla Hiszpanów pochmurny listopadowy dzień ze średnią temperaturą w wysokości jakiś 17 stopni i dość mocnym wiatrem nie zachęca do wychodzenia z domu. Dlatego w Castro de Baroña byliśmy tylko we dwójkę. I aż nie chciało mi się rozmawiać, żeby nie zepsuć nastroju tego miejsca i tej chwili; ogromu oceanu, zachodzącego słońca i tego nieziemskiego celtyckiego klimatu.


Jeśli chodzi o obronność, Castro de Baroña, było jednym z najlepiej usytuowanych castros z całej Hiszpanii. Z trzech stron otaczała je woda a do osady prowadził tylko wąski przesmyk, którego z powodzeniem mogła bronić garstka ludzi. Atak z oceanu także nie wchodził w grę, bo pomijając już silnie uderzające w brzeg fale, osada nie miała ani skrawka plaży na której wrogowie (w tym wypadku najczęściej Rzymianie) mogli by wylądować. Z wody wystawały jedynie wysokie i śliskie skały (więc nici z wspinaczki). Ponadto castro otaczał w najłatwiej dostępnych miejscach potrójny mur.


Te kamienne okręgi to pozostałości po domach, w których mieszkali Celtowie. We wszystkich castros domy były budowane na planie koła. Co ciekawe, jak wynika z badań archeologicznych przy użyciu współczesnych metod, owe domy nie miały okien, ani nawet drzwi wejściowych, przynajmniej takich, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Przypuszcza się, że do budynku wchodziło się przez otwór w dachu. Wnętrze mogło być nieco klaustrofobiczne, bo nie dość, że na niewielkiej przestrzeni gnieździła się całkiem liczna, prawdopodobnie wielopokoleniowa rodzina, to jeszcze ciemne i zadymione, bo palenisko musiało być w każdym domu. Dobrze, że chociaż zwierząt nie trzymali wewnątrz lecz pozwalali im paść się wolno na pobliskich łąkach.


Mieszkańcy tego castro byli prawie, że całkowicie samowystarczalni. Żywili się przede wszystkim rybami i owocami morza. Hodowali kozy i owce. Jedynym problemem mogło być zdobycie wody pitnej, po którą trzeba się było udać poza osadę.


Okolica Castro de  Baroña także przedstawia się atrakcyjnie. W pobliżu zabytkowej osady znajduje się piękna plaża, która odgrywała bardzo dużą rolę w filmie "Mar adentro", po polsku "W stronę morza" z Javierem Bardemem

Wszystkie zdjęcia autorstwa Xabiera Vazqueza. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz