poniedziałek, 24 marca 2014

Przysmaki kuchni galisyjskiej

Poznawanie danego kraju poprzez poznawanie tradycyjnych potraw, smaków charakterystycznych dla jakiegoś regionu, obserwowanie zwyczajów przy stole - jest tak samo ważne jak zwiedzanie zabytków, a nawet czasami może okazać się ważniejsze, a już na pewno dopełni obraz, jaki tworzymy sobie w głowie poznając nowe miejsce i jego mieszkańców.
Ja uwielbiam jedzenie, do tego dobre wino i przyjazną, pełną luzu atmosferę. Tego akurat w Hiszpanii nie brakuje! W dodatku nie mam oporów przed próbowaniem czegokolwiek. Tu akurat prym wiodą owoce morza, które zachwyciły mnie jedynie na pizzy oraz mejillones (czyli omułki) w oliwie i ostrym sosie, które można kupić w każdym supermarkecie, i które postanowiłam nawet przywieźć do domu.

A to przysmaki na murze nad wodą.

Menu dnia

W Hiszpanii można zjeść dużo, dobrze i niedrogo. Jeśli chodzi o Galicję, to nawet w miejscu przypominającym nasz Kraków, duchowym i kulturowym centrum regionu - można wstąpić na kawę za 1-2 euro, a obiad za niewiele więcej. Najlepszą opcją jest poszukanie jakiejś karczmy/jadłodajni/restauracji z interesującym nas menu. Każde miejsce, serwujące posiłki, zobowiązane jest do posiadania Menu del día czyli menu dnia. 



W skład tego menu wchodzą zazwyczaj: pierwsze danie (może to być zupa, ale również empanada czy sałatka), drugie danie (tu już do wyboru zazwyczaj kawałek mięsa albo ryby z ziemniakami i zieleniną), chleb (obowiązkowy w kuchni hiszpańskiej do każdego dania, oprócz deseru. Można nim wyczyścić talerz po jedzeniu, doskonale zapycha w oczekiwaniu na kolejne dania.), napoje (tu można wybrać między wodą, a winem, czyli zdecydowanie najlepszą opcją. Na dwie osoby przynoszono nam zazwyczaj butelkę stołowego, regionalnego lub domowego wina), oraz kawę albo deser. Przy pierwszym i drugim daniu można wybierać z kilku podanych opcji. I za to wszystko płaciłam zazwyczaj 7 lub 8 euro. Pokażcie mi teraz polską restaurację w której zjem dwudaniowy obiad z deserem i dwiema lampkami wina za 30 zł ;)
Zazwyczaj siedzieliśmy w restauracji ok. dwóch godzin. Pierwszą przeznaczaliśmy na konsumpcję, a drugą na odpoczynek (bo nie mogliśmy się ruszyć!) i spokojne sączenie drugiej lampki wina.

Jednak trzeba pamiętać, że od 14.00 do 17.00 nie znajdziemy żadnej otwartej restauracji, bo to pora sjesty i lokale są zamykane. Ten czas najlepiej poświęcić na spacery uliczkami miasta, wizytę w parku lub zwiedzanie kościołów czy katedr. 

Dania kuchni galisyjskiej :

Zacznę może od empanady. Empanada tp bardzo galisyjskie danie, przypominające nieco pizzę, zwłaszcza, jeśli chodzi o ciasto, choć o wiele bardziej dietetyczną, bo bez sera.  Podobno była już znana w VII wieku naszej ery. Nadzienie empanady przykrywane jest wierzchnią warstwą ciasta. Podstawę farszu stanowi cebula z przyprawami smażona na oliwie oraz papryka. Do tego dochodzą tradycyjne galisyjskie produkty, a więc może to być empanada z ośmiornicą, z omułkami, tuńczykiem, sardynkami, a dla tych nie lubiących zimnokrwistych stworzeń - empanada z wieprzowiną, chorizo albo z mięsem z królika. Nadzienie wegetariańskie także da się stworzyć. Jest równie smaczna na zimno, jak i na gorąco. Kolejna przewaga nad pizzą ;) Oprócz zwyczajnych obiadów, podaje się ją także podczas świąt. Jest to świetne danie i jadłam je wiele razy w Hiszpanii, a także w Polsce, gdyż mojej mamie bardzo się spodobało i nauczyła się je robić. Równie dobrze jak Hiszpanie.


Pulpo - czyli ośmiornice. W Galicji pulperías można spotkać w każdym większym mieście. To restauracje, w których można spróbować ciekawych przysmaków ze świeżych ośmiornic. Są jednak o wiele droższe od zwykłych restauracji. Obiady mogą tam kosztować i 50 euro. Samą ośmiornicę jadłam ugotowaną przez znajomą Hiszpankę i nie była zła, choć najbardziej z całego dania smakował mi sos z oliwy i papryki, a chyba nie o to chodziło. Smakowała raczej mdło i nieco gumowo. Ale, co kto lubi. 


  
 
Jakbym miała wytłumaczyć co to jest cocido gallego, określiłabym to jako zupę wszystko. To potrawa, którą jedliśmy bodajże w stolicy Galicji podczas zimnego i wietrznego dnia i nie dość, że doskonale nas ogrzała, to jeszcze okazała się wyśmienita. Wzięliśmy ją na pierwsze danie, ale szczerze powiedziawszy, drugie i deser nie byłyby potrzebne. W skład tej zupy wchodzą różne rodzaje mięsa: cielęcina, wieprzowina, kurczak, hiszpańskie kiełbaski chorizo, warzywa, np. kapusta, pietruszka oraz warzywa strączkowe: fasola, ciecierzyca, a także takie dodatki jak gotowane jajka. Za jego powstaniem stoi najprawdopodobniej zaradność gospodyń, które nie chcąc marnować jedzenia, wrzucały resztki do jednego garnka. 
Byłam już trochę zmęczona zwiedzaniem, jednak każda łyżka tej zupy przywracała mnie do życia. I naprawdę nie mogłam powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu pełnego satysfakcji. Szczerzyliśmy się do siebie jak idioci nad talerzami cocido gallego, co powinno chyba wystarczyć za całą recenzję tego wyśmienitego dania.

No tak, może niesłusznie nazywam to zupą, bo płynu w tym daniu jest raczej niewiele. Za to mnóstwo dodatków. źródło

Jako, że mieszkaliśmy w domu wypełnionym wegetarianami, staraliśmy się dostosować do ich diety i gotując w domu przyrządzaliśmy wegetariańskie potrawy. Braki w mięsie uzupełnialiśmy podczas zwiedzania miast. Jednak ojciec jednego z naszych gospodarzy miał Churrascaríę czyli restaurację w której serwuje się churrasco, czyli różne rodzaje mięsa pieczone na grillu. Tradycja churrasco przybyła do Galicii wraz z napływem imigrantów z Argentyny. Żeby było jeszcze piękniej, jako przyjaciele rodziny, mieliśmy płacić jedynie za napoje, a mięso dostawaliśmy gratis. Siedzieliśmy w gronie rodziny znajomego: kuzynek, cioć, wujków, którzy byli tak głośni i sympatyczni, a zarazem nie przejmujący się drobiazgami i mający pozytywne podejście do jedzenia, że poczułam się jak w domu (też mam dużą, głośną i otwartą rodzinę). Konsumowaliśmy głównie żeberka, palce lizać, oraz ziarna słonecznika, takie do łuskania, na których punkcie Hiszpanie mają jakiegoś bzika. Bardzo się zdziwili, gdy powiedziałam im, że w Polsce niełuskane ziarna też można kupić, a my mamy przy domu nawet posadzone słoneczniki i nie służą one wyłącznie do ozdoby. Zapunktowałam, gdy zaczęłam wycierać chlebem deskę, na której przynoszono żeberka, żeby wybrać przepyszny tłuszcz. 


Jeśli chodzi o desery, to najbardziej znana jest Tarta de Santiago, aczkolwiek do szczególnie tanich nie należy. Jadłam ją raz, w Santiago de Compostela, w ekonomicznej jak zwykle cenie, bo jakimś cudem trafiłam do restauracji, w której można ją było wybrać na deser w menu dnia. To pyszne, lekkie ciasto, posypane cukrem pudrem, którego głównymi składnikami są migdały, jajka, cukier i masło. Smaku dodaje także cynamon i starta skórka z cytryny. Tarta nie zawiera za to mąki. Wierzch zdobi krzyż świętego Jana.


 Napoje

Jeśli chodzi o napoje do posiłku, to najlepsze będą lokalne wina. I tu dobrze jest popytać mieszkańców danego regionu, co polecają, bo jednak przeciętnie znają się na tym alkoholu lepiej niż Polacy, a nawet mogą się obrazić. Nasi gospodarze w żartach twierdzili, że zagraliśmy niepatriotycznie przynosząc im do domu hiszpańskie, a nie galisyjskie wino. Trzeba pamiętać o dużej odrębności regionów autonomicznych w Hiszpanii. 
Można kupić też piwo, ale cenowo i objętościowo wychodzi gorzej od wina (jeszcze zależy jaki gatunek). Najpopularniejszym piwem jest Estrella Galicia, przypominająca trochę nasze pilsy.


 A dla tych co wolą słodsze trunki - galisyjski likier kawowy.


To  w dużym skrócie o kuchni galisyjskiej, niedługo napiszę także post o szeroko pojętej kuchni hiszpańskiej. Chociaż co region, to inne dania królują na stołach.


Teraz żałuję, że nie robiłam na miejscu zdjęć potrawom, którymi się raczyłam, ale nie chciałam wyjść na hipstera ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz