piątek, 8 sierpnia 2014

Pole gwiazdy - Santiago de Compostela

O tym, skąd pochodzi nazwa, napiszę w osobnym poście, zadedykowanym jednemu z najsłynniejszych szlaków pielgrzymkowych. Teraz jednak chciałabym się skupić na mieście - historycznej i kulturalnej stolicy Galicii, które z wielu powodów przypomina Kraków, a przynajmniej wydaje się dziwnie znajome. To tak, jakby będąc w obcym kraju, człowiek nagle wrócił do domu.

chwilowe przejaśnienia

Mimo, że ciągle coś się dzieje - festiwale, wycieczki, koncerty ulicznych muzyków - wydaje się spokojne, idealne do długich, powolnych spacerów zakończonych czekoladą i churros w jakiejś przyjemnej kawiarni. Mówią, że najlepiej zwiedzać je w deszczu i, chyba, coś w tym jest. Jakaś magia mokrych, odbijających światło latarń kamieni brukowych, między którymi błyskają od czasu do czasu płytki zdobione muszelką - drogowskazy do Katedry. Podczas mojego pobytu w Galicii odwiedziłam Santiago kilka razy i, za każdym, padał deszcz. Nie jakiś ulewny, ot, drobny deszczyk przy całkiem znośnej temperaturze (listopad, 20 stopni), który nie daje powodów do narzekania.



Chodziliśmy zazwyczaj bez mapy, zdając się na własną intuicję. Santiago jest stworzone do takich wypraw. Naprawdę ciężko się tutaj zgubić (w starym mieście i jego najbliższych okolicach), bo z większości miejsc możemy dostrzec Katedrę, którą postawiono na wzniesieniu (jakże by inaczej). Prędzej czy później, chcąc czy nie chcąc, i tak pod nią trafimy.


Korzenie Santiago de Compostela sięgają prehistorii. Mieszkali tu Celtowie, Rzymianie, Maurowie, a po odkryciu grobu świętego Jana król Asturii postawił tu kościół i obdarzył miasto przywilejami. Kościół rozbudowano do postaci Katedry Świętego Jana, jaką znamy dzisiaj. Proces ten rozpoczął się w 1075, a skończył w 1122 roku. Z zewnątrz Katedra jest piękna, majestatyczna, zróżnicowana pod względem architektury, posiada zarówno oryginalne fasady w stylu romańskim, jak i przerabiane romańsko-barokowe. Wewnątrz architektonicznie także dominuje styl romański, ale część kaplic, w tym główna zostały zaprojektowane w stylu barokowym i ociekają złotem (nie wiem, na pewno niektórym się to podoba, ale ja nie lubię przerostu formy nad treścią), są też i takie, które mają cechy stylu gotyckiego - jest różnorodnie, ciekawie. Katedrę dobrze zwiedzać z dobrym przewodnikiem. My na chwilę podłączyliśmy się do grupy młodzieży (studentów?) i udało nam się usłyszeć kilka zabawnych historii związanych z tym miejscem i jego artefaktami.


To mi się podoba:


A to już nie bardzo:





Zdjęć w środku nie robiłam, bo nie można używać lampy, więc i tak nic nie byłoby widać;) W okolicach Katedry jest także największe skupisko żebraków w całym mieście. Gdzie indziej mieliby prosić o pieniądze? Przecież pielgrzymi powinni dawać jałmużnę. A ja, jako że wtedy akurat zwiedzałam sama, nie chciałam wyciągać portfela w tłoku, w obcym kraju. Tyle się przecież mówi o "gangach żebraków", którzy współpracują ze sobą, jeden prosi, drugi porywa torebkę, etc. I nigdzie nie spotkałam takich miłych żebraków jak w Santiago! Proszenie jak i u nas, coś w stylu "daj pani piniążka na jedzenie". Starałam się ich omijać z daleka, ale nie zawsze dało się tego uniknąć, na przykład przy każdym wejściu do Katedry. Była dobrze strzeżona;) Przeciskam się i oczywiście, zostaję poproszona o wsparcie materialne, ale odpowiadam, że nie mam pieniędzy (i spodziewam się wrogiego spojrzenia), próbuję wejść do środka, ale okazuje się, że to nie te drzwi, żebrak z uśmiechem wskazuje mi właściwe. Tak się zdziwiłam, że wracając znalazłam trochę drobniaków i dałam mu je. Za uprzejmość. Następna uliczka, obserwuję wystawy z biżuterią, szukam bransoletek, podchodzi do mnie jakaś pani, która także potrzebuje pieniędzy. Odpowiadam to, co zwykle i odchodzi. Spaceruję dalej, po jakiejś godzinie znowu podchodzi do mnie i zanim zdążę coś powiedzieć, stwierdza: "o ja już z Panią rozmawiałam", uśmiecha się i idzie w swoją stronę. Nic z tego nie rozumiem, ale takim ludziom od razu chce się pomóc.

 
 Uwielbiam takie wąskie uliczki

Na plac przed Katedrą codziennie przybywają setki pielgrzymów. Nazywa się on Plaza del Obradoiro (galisyjska nazwa Praza do Obradoiro) i otaczają go same zabytki: Hostal de los Reyes Católicos (ufundowany w 1486 roku szpital i noclegownia dla pielgrzymów) XVIII wieczny, neoklasycystyczny pałac Rajoy, Colegio de San Jerónimo (uniwersytet dla biednych studentów z XVI wieku). 


U góry szpitalo-hostel, widziany z Placu Obradoiro, a u dołu jego wewnętrzne patio.


Oprócz tego warto odwiedzić/zwiedzić/przejść ulice z wiekowymi kamienicami, np. Rúa do Franco, Rúa do Vilar, pałace, place, Monasterio de San Martín Pinario - konwent benedyktyński z XI wieku, kaplice, pooglądać fontanny i pomniki, wejść do muzeum, na przykład do świetnego (podobno) Galisyjskie Muzeum Sztuki Współczesnej (Centro Gallego de Arte Contemporáneo). Moi rodzice byli nim zachwyceni. Ja niestety go nie zobaczyłam, mimo dwukrotnego podejścia! Raz trafiliśmy na ten dzień w tygodniu, kiedy muzeum jest zamknięte. Innym razem okazało się, że owszem, muzeum jest otwarte, ale wystawy zamknięte. To się nazywa mieć pecha!


A kiedy już nam się znudzi oglądanie monumentów, warto odwiedzić któryś z pięknych parków, na przykład Parque de Alameda. To piękny park z punktem widokowym, z którego doskonale widać miasto, szerokimi alejkami, pomnikami i dużą różnorodnością flory. Ja byłam wygłodzona (dosłownie), głodna zielonego, w końcu przybyłam z szarej, listopadowej Polski, więc park mnie zachwycił. Jak oszalała robiłam zdjęcia kwiatom i drzewom, których nazw nawet nie znam, wdychałam ich zapachy i przechadzałam się, ciesząc się intensywnymi kolorami.





Santiago de Compostela to miasto, do którego chciałoby się wracać. Choćby po to, żeby usiąść przy kawie w jakiejś przytulnej restauracji, obserwować przez okno ludzi chroniących się pod parasolami, chłonąć tę spokojną, przyjazną atmosferę.


1 komentarz:

  1. Czasami z przyzwyczajenia/z zasady nie daję pieniędzy na ulicy, a później myślę, że może jednak akurat ta jedna osoba powinna stanowić wyjątek...? W każdym razie nie dziwi, że w takim "pielgrzymkowym" miejscu jest ich więcej, niż w innych miastach.
    Pospacerowałabym sobie po tych uliczkach, nawet deszczowych :) I churros też bym zjadła! Chociaż pewnie czaiłabym się długo z zamówieniem, żeby źle nie wymówić :)))

    OdpowiedzUsuń