niedziela, 3 sierpnia 2014

Powtórka z rozrywki - hiszpańska uczta, którą przygotujesz w domu bez konieczności podróży do Hiszpanii.

Wystarczy tylko krótka podróż do najbliższego Lidla, gdzie akurat trwa tydzień hiszpański i portugalski. A u nas klimat zupełnie jak na Półwyspie Iberyjskim, nawet wczesnym rankiem lub wieczorem nie ma czym oddychać, czy to nie idealny powód, żeby zrobić fiestę? Taką, jak tu, tylko z pobliskiego sklepu. Ja tam jestem zachwycona takimi temperaturami (uwielbiam upały!), ale co chwilę stykam się z ludźmi narzekającymi na to, że za gorąco. Cóż, jak jest zimno i deszcz - też narzekają. Na poprawę humoru polecam dobre jedzenie. Jeśli ktoś ma już dobry humor, gwarantuję, że będzie miał jeszcze lepszy.

No to zaczniemy od alkoholu. Tym razem, o dziwo (hm, to wygląda jak wołacz), nie towarzyszyło nam do kolacji wino, lecz piwo Estrella Damm. Z najstarszego hiszpańskiego browaru (1876), oficjalne piwo drużyny FC Barcelona i jeden z jego głównych sponsorów. Lekki lager, przyjemny dla podniebienia. Jak na Hiszpanię to świetne piwo!



W Galicii rzadko zdarzało mi się pić piwo, bo jedna puszka kosztowała więcej niż butelka wina stołowego, ale kiedy już się na nie skusiłam, to kupowałam Estrella Galicia. Kiedy zobaczyłam puszki Estrelli Damm, zaczęłam się zastanawiać, czy Estrella to nie jest jakiś krajowy gigant piwny, który produkuje regionalne trunki albo warzy to samo piwo, pod inną etykietą. Ale poszperałam w internecie i okazało się, że to dwa zupełnie odrębne browary, o tej samej nazwie i, co za tym idzie, wykorzystujące ten sam symbol.



Aceitunas negras de Aragón - to oczywiście oryginalne czarne oliwki, pochodzące z Aragonii, podobne do tych, które jedliśmy ostatnio, ale gorsze! Smak samych oliwek pozostał taki sam, ale te sprzedawane w słoiczku pływają w zalewie z solą, a te z Hiszpanii mieliśmy zalane oliwą. Istnieje jednak bardzo prosty sposób, żeby naprawić ten mankament - wystarczy wlać do słoiczka trochę oliwy i zaczekać, aż przejdą, a smak się wyrówna. Jednak, wciąż są to najlepsze oliwki, jakie w życiu jadłam, dlatego wyprawa do Lidla po zapas tych właśnie oliwek, wydaje się nieunikniona.


Oprócz tych próbowaliśmy również oliwek olbrzymich z pestką i Aceitunas Obregón w czosnkowej marynacie. Olbrzymich nie polecam, wydawały się niedojrzałe i przesolone. Oliwki Obregón były całkiem niezłe, choć marynata dla niektórych może być zbyt intensywna.


Mistrzostwo przekąsek: coś między paluszkami chlebowymi a krakersami z dodatkiem ziaren słonecznika (które Hiszpanie uwielbiają!). Pyszne, chrupiące, wysmakowane, delikatne. Idealne do wieczornego siedzenia przy winie i oglądania filmów.



Ser Manchego! Pisałam już o nim, więc nie będę się powtarzać. Ser ten sam, jednak cena 4 razy niższa niż w Hiszpanii! Może ten lidlowy jest nieco niższej kategorii, ale laicy nie wyczują żadnej różnicy. Bardzo lubię sery i polecam wszystkie te, które znajdują się w ofercie, zarówno hiszpańskie jak i portugalskie, tylko portugalski ser kozi może odstraszać niektórych intensywnym zapachem.





A to jego charakterystyczna skórka, wokół której smakuje trochę jak ser blue.


Oprócz tego próbowaliśmy wędlin, choć nie one grały pierwsze skrzypce we wczorajszej kolacji. Zdecydowaliśmy się na salchichón (rodzaj kiełbaski z czerwonego mięsa) i chorizo.



Z oferty sklepu poleciłabym jeszcze różne rodzaje chorizo w jednym kawałku, sos aioli, sery. Są też owoce morza, ale cóż, owoce morza najlepsze są najświeższe, prosto z wody. A mrożone, wiezione przez pół Europy nigdy nie będą tak dobre, jak te zjedzone w restauracji przy plaży.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz