poniedziałek, 17 lutego 2014

Dzień Młodości - protesty, przemoc, tortury, zatrzymania i zabójstwa w Caracas oraz w innych wenezuelskich miastach

Z niepokojem otwieram teraz Facebooka, teraz odkąd mam kilku Wenezuelczyków w znajomych i to, Wenezuelczyków będących w opozycji (wcześniej do Chaveza, teraz do rządów prezydenta Nicolasa Maduro). Jednak wchodzę na stronę główną i czytam, jakie dodają nowe artykuły, o czym piszą tam lub na Twitterze, bo gdzie indziej - w telewizji czy też na głównych portalach informacyjnych, poza stroną www.wyborcza.pl - nikt nas nie informuje, co dzieje się w Wenezueli. Prawda, kraj może znajduje się daleko i nie mamy z nim specjalnych powiązań, ale troje zmarłych, około dwustu osób zatrzymanych przez policję, zaginieni i oświadczenie prezydenta o próbie zamachu stanu powinno się odbić jakimś echem nawet w Polsce.

12 lutego, w rocznicę Batalla de La Victoria, zwycięskiej bitwie Wenezueli w walce o niepodległość, świętuje się Dzień Młodości. Właśnie tego dnia opozycjoniści oraz popierający prezydenta chaviści wyszli na ulice. Opozycjoniści protestowali przeciwko korupcji, przemocy i inflacji. Przemarsz przez miasto odbywał się w miarę spokojnie, aż do jej rozwiązania. Wtedy zaczęły się zamieszki, porozbijano szyby w budynkach należących do budynków rządowych. Czy jednak za te czyny odpowiadają protestujący studenci, czy może jednak policja, gdyż jak twierdzą liderzy organizacji studenckich, to właśnie funkcjonariusze rzucili pierwsze kamienie w stronę budynków, aby wywołać rozruchy. W historii zdarzały się już takie wypadki. Później pojawili się Tupamaros - prorządowe uzbrojone grupy mężczyzn - i zaczęli atakować spokojnie się zachowujących studentów. Pojawiły się strzały, najpierw w niebo, później zaczął się chaos. Życie straciło trzy osoby, kilkadziesiąt jest ciężko rannych.

http://www.youtube.com/watch?v=Eu_AVaMCbJ8 - tu można zobaczyć strzały i śmierć najmłodszej z ofiar śmiertelnych, studenta Marketingu.

http://elcomercio.pe/mundo/latinoamerica/imagenes-que-venezuela-no-puede-ver-noticia1709263 - tu jeszcze filmik ze zbliżeniem na zmarłego.


Policjanci, zamiast chronić protestujących, traktowali ich gazem łzawiącym, bili, kazali się rozbierać, przemywać krwawe rany benzyną. Pojawiają się zeznania, że ktoś został zgwałcony pistoletem, komuś innemu kazano ubrać kask i walono w niego tak długo, aż się rozbił. Rozbite głowy, krwiaki, rany na całym ciele, to wszystko było dziełem służb mundurowych. Szacuje się, że około 60-70 osób jest poważnie rannych. Około 200 osób zatrzymano i wywieziono do więzienia oddalonego o wiele kilometrów od Caracas, aby nie mieli kontaktu ze swoimi rodzinami. Zatrzymanych torturowano prądem.


Prezydent Maduro zakazał transmitowania wydarzeń. Jako powód podaje działalność przeciw państwu i nawoływanie do  Jedyną telewizją, która pokazała przerażające sceny była Kolumbijska stacja NTN24. Jednak zaraz po tym przestano odbierać jej sygnał. Filmik z owej transmisji pojawił się na serwisie YouTube, jednak i ten link rząd zablokował. Zdjęcia z protestów znikały z profili na FB i Twitterze. Rząd blokuje zdjęcia, strony, filmiki. Na szczęście są sposoby, oprogramowania i strony internetowe pozwalające uniknąć blokady, polegające na zmieniającym się IP. Ale nie to jest najgorsze, ludzie zastanawiają się, czy rządowi nie wpadnie kiedyś do głowy odciąć obywatelom całkowicie dostęp do Internetu.

Na ulicach nadal jest niespokojnie. Żeby zminimalizować przepływ ludności przez stolicę i mieć nad nim większą kontrolę Maduro zawiesił funkcjonowanie metra pomiędzy niektórymi dzielnicami, szczególnie tymi, w których mieszkają liderzy opozycji i klasa średnia.

Unia Europejska i ONZ ustosunkowały się do ostatnich wydarzeń postulując o poszanowanie praw człowieka. Większość państw sąsiedzkich Wenezueli, państw Ameryki Łacińskiej nie wydały żadnych oświadczeń, udając, że nic się nie stało. To napawa goryczą serca Wenezuelczyków. Wiedzą, że mogą liczyć tylko na siebie.

Rozmawiałam z moim przyjacielem, mieszkańcem Caracasu. Pytałam go, czy po tym, co się zdarzyło, nie zastanawia się nad wyjazdem z kraju. Powiedział, że i owszem, ale to nie jest takie łatwe. Oprócz zwykłych problemów z załatwianiem papierów, pisaniem nieskończonej ilości petycji, pozostaje kwestia zgromadzenia finansów na podróż. Bolivary są śmieszną walutą, nie są wymienialne w żadnym innym kraju, niż Wenezuela, a tam można wymienić na dolary oficjalną drogą jedynie niewielkie kwoty. Większe, przy szczęściu, można wymienić na czarnym rynku, lecz tam będą bardzo drogie. A nawet, kiedy wszystko już będzie załatwione - dokumenty, pieniądze, to jeszcze trzeba kupić bilet na samolot, a jak już o tym pisałam w tej notce: http://inviernogalicia.blogspot.com/2014/02/zagraniczne-linie-lotnicze-zawieszaja.html - w tej chwili jest to prawie niemożliwe. Pozostaje jedna opcja. Podróż zatłoczonym autobusem (z wszystkim bagażami i pieniędzmi!) do Kolumbii i kupienie na tamtejszych lotniskach biletu. Przy czym, w Kolumbii pod względem przemocy i napadów rabunkowych, jest mniej więcej tak bezpiecznie jak w Wenezueli. Czyli wcale.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz