poniedziałek, 3 lutego 2014

Zagraniczne linie lotnicze zawieszają sprzedaż biletów w Wenezueli

Wenezuela to ciekawy kraj - słoneczny z ciepłym klimatem, pełen otwartych ludzi różnych narodowości i kultur, a zarazem - kraj kontrastów, przemocy, biedy przypominający nieco Polskę za czasów komunizmu.
Mam tam przyjaciela. Razem z nim i jego znajomymi rozmawiałam o ostatnich wydarzeniach w ich ojczyźnie.

American Airlines, United Airlines y Copa Airlines zawiesiły tymczasowo sprzedaż biletów i Wenezuela praktycznie została odizolowana od reszty świata. Dlaczego? Ze względu na milionowy dług państwa wobec wspomnianych linii. Jak podaje wenezuelski dziennik "EL MUNDO ECONOMÍA Y NEGOCIOS" jest to suma między 3.300 a 3.600 milionów dolarów. 




 Zanim zacznę tłumaczyć skąd się wziął dług, pasowałoby jeszcze napisać kilka słów na temat sytuacji ekonomicznej w Wenezueli. Tam płaci się bolivarami. Oczywiście nie za wszystko - żeby kupić mieszkanie (prawie niemożliwe) lub samochód (to się zdarza, ale wcale nie jest łatwo) trzeba już płacić dolarami zakupionymi na czarnym rynku. Różnica między oficjalną ceną dolara a ceną dolara na czarnym rynku jest ogromna. Do tego dochodzi inflacja.

Ze względu na przewidywaną dewaluację monety między sierpniem a październikiem ogromna liczba osób zarezerwowała sobie bilety na następny rok. No i firmy lotnicze straciły na tym fortuny, ponieważ jeśli po dewaluacji linie lotnicze będą chciały wymienić bolivary uzyskane ze sprzedaży biletów otrzymają za nie o wiele mniej dolarów niż otrzymałyby pół roku temu. I nie opłaca im się wcale za tę sumę przewozić pasażerów.

Niektórzy mówili, że rządowi może to być nawet na rękę, żeby z Wenezueli nie dało się wyjechać/uciec. No chyba, że na Kubę, z którą utrzymują dobre stosunki. 

Ale to raczej nieprawda, bo rząd postanowił prowadzić negocjacje z pokrzywdzonymi liniami i zaproponował im uregulowanie długu zwracając 50% kwoty w paliwie (które w Wenezueli jest tanie jak barszcz, ponoć za euro cały bak można napełnić - bardzo wygodne ze strony rządu), 25% w gotówce i 25% w bonach.

Przez jakiś czas z pewnością trudno będzie rezerwować bilety, bez względu na to, czy linie przyjmą propozycję rządu czy nie. Ale nie jest to niemożliwe, bo już po aferze narzeczonej mojego kolegi udało się zarezerwować bilet do któregoś z państw Europy.

Nawet i bez tego całego zamieszania niełatwo wyjechać Wenezuelczykowi za granicę. Musi przygotować teczkę po brzegi wypełnioną dokumentami, uzyskać pozwolenia, wizy, a nawet jeśli ma już kupiony bilet i nie spodoba się urzędnikom na lotnisku, mogą go z niego zawrócić. Chyba, że chce pojechać na Kubę. Tam może.

Ten post miałam napisać już kilka dni temu, ale czytałam interesującą książkę i nie mogłam się od niej oderwać aż do ostatniej strony. W najbliższym czasie planuję jeszcze opublikować notkę dotyczącą jednego z największych problemów Wenezueli - przemocy. (Chyba, że znowu znajdę jakąś książkę)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz