środa, 27 listopada 2013

Gdzie czas płynie wolniej (o ile w ogóle płynie)

Hiszpanie mają specyficzne podejście do czasu. Jakby zupełnie o nim nie myśleli. Jeszcze nie udało mi się zobaczyć spieszącego się Hiszpana. Przypuszczam, że w Madrycie czy Barcelonie może to wyglądać nieco inaczej, ale w małych i średnich miastach ludzie żyją spokojnie, w tempie, z którego utrzymaniem nie miałby problemu żaden żółw.
Szczerze przyznaję, że czasem oprócz podziwu czy zrozumienia, wywoływało to u mnie irytację. Zwłaszcza kiedy musiałam czekać przy drodze dwadzieścia minut, walcząc z wiatrem wiejącym od morza. Co prawda, sama sobie byłam winna, gdyż po kilku takich razach powinnam się była nauczyć, że wychodzenie z domu pięć czy dziesięć minut wcześniej, aby ktoś na ciebie nie czekał, w Hiszpanii jest bardzo głupim pomysłem. Cóż, przy lepszej pogodzie może wcale by mi to nie przeszkadzało.
Dziesięcio-, piętnasto-, dwudziestominutowe, a nawet godzinne spóźnienia nie są niczym dziwnym. Jeśli przygotowujesz kolację na 20.00, możesz spodziewać się gości o 21.30. Przypuszczam, że zjawienie się punktualnie zastałoby gospodarzy przyjęcia w samym środku przygotowań. Jedyne sytuacje, w których Hiszpanie są punktualni (w miarę), to te związane z pracą.
Któregoś dnia wraz z wenezuelskim pisarzem chcieliśmy się wybrać na zakupy do miasteczka, a że z miejsca, w którym mieszkaliśmy trzeba by było iść ponad pół godziny szybkim marszem, jeden z chłopaków, zaofiarował się, że nas zawiezie. Wsiadł do samochodu i czekał na nas. W tym samym czasie pozostała dwójka naszych gospodarzy znalazła jakiś interesujący temat, wciągnęła nas do rozmowy, wypiliśmy jeszcze kawę i może, po pół godzinie udało nam się wyjść przed dom i wyruszyć w drogę. Nasz kierowca nie powiedział złego słowa, nie wyglądał nawet na lekko poirytowanego. Być może po dwóch godzinach czekania zacząłby się niecierpliwić, choć nigdy nic nie wiadomo...
Albo takie supermarkety. W Polsce zawsze staram się jak najlepiej przygotować do pakowania zakupów, prawie że synchronicznie z ruchem kasjerki kasującej kolejne produkty, tak abym od razu po otrzymaniu reszty mogła odsunąć się i zrobić miejsce następnej spieszącej się osobie. W Hiszpanii kasjerka lub kasjer nie przesuwa twoich zakupów nad czytnikiem kodów z prędkością światła. Robi to ze spokojem, poczeka aż zapłacisz, wręczy ci eurocenty reszty, a następnie pomoże zapakować zakupy. I wcale jej to nie przeraża, że w kolejce czeka następny klient! Klienta też to nie denerwuje, że kasjerka robi coś innego, niż tylko kasowanie towaru. I to wszystko odbywa się w miłej i przyjaznej atmosferze.
Albo kiedy stoisz w kolejce i starsza pani za tobą poprosi cię, żebyś ściągnął jej jakieś płatki z piątego regału na lewo, z najwyższej półki, bo jesteś wysoki/a, a następnie poproszą cię o podobną przysługę wszystkie inne starsze panie znajdujące się w pobliżu - nikt nie zajmie twojego miejsca. Ludzie będą czekać i nawet nie pomyślą o tym, że marnujesz im czas.
Tam czas płynie wolniej. Jakby doba miała 48 godzin. I nigdy go nie brakuje.
Teraz wróciłam do Polski. Zamierzam trochę zwolnić. Bo czy te zaoszczędzone 15 sekund przy kasie kogoś zbawi? Albo czy przyjęcie o 16.00 musi się zacząć punktualnie? Jeśli goście przyjdą wcześniej, mogą ci pomóc w kuchni. Życie pozbawione presji czasu ma lepszy smak.

http://abcinwestowania.files.wordpress.com/2009/09/czas_twoim_przyjacielem_jest.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz